Trzymać wszystkie jajka w jednym koszyku to głupota. Tak przynajmniej twierdzi ludowe przysłowie, namawiające nas do dywersyfikacji. Jedno potknięcie, wszystkie jajka zbite. A co robią ci wszyscy, którzy chcieliby całą gamę form telekomunikacji sprowadzić do jednej, cyfrowej?
Telegramy w obecnej postaci umarły, telefonia jest już całkowicie spleciona z cyfrową transmisją danych. Dla prasy Internet jest wiodącym medium, zaś przymusowo scyfryzowana telewizja coraz bardziej musi się liczyć z erą smart-telewizorów i oczekiwań ich użytkowników. Wydawało się jednak, że towarzyszące nam od kilkudziesięciu lat radio FM (z modulacją częstotliwości) jest czymś, czego nic nie zastąpi – jego prostota, niski koszt, powszechność i niezawodność do dzisiaj nie mają sobie równych. A jednak i radio FM będzie musiało ustąpić cyfrowym formom komunikacji. Na początku w Norwegii. Kraj ten jako pierwszy na świecie zdecydował się wyłączyć wszystkie działające na jego terenie stacje FM. Nieuchronny postęp, czy zwykła krótkowzroczność entuzjastów cyfryzacji?
Pewnie niejeden z naszych starszych Czytelników zrobił kiedyś własne radio FM. Mi zdarzyło się to jakieś ćwierć wieku temu, podług instrukcji z kultowego „Młodego Technika”. Dwie stare lampy, samodzielnie zrobiona z drutu i tekturowej rolki cewka, dławik i wydłubany z tarczowego jeszcze telefonu transformator. Schemat tak prosty, że dla 13-letniego chłopca jego zrozumienie i wykonanie konstrukcji zajęło może kilka godzin. Radość była wielka, magia radia, magia elektroniki, to poczucie, że panujesz nad techniką – to coś nieocenionego i pewnie już niezrozumiałego w naszych czasach, gdy wszystko załatwiają wyspecjalizowane układy scalone, ukryte przed wzrokiem użytkownika w gustownych obudowach. Nawet jeszcze dzisiaj takie proste radio bym zrobił, może z lampami byłby problem, ale zawsze mogę je zastąpić tranzystorami polowymi. Co by nie mówić, jest to konstrukcja, którą można wykonać praktycznie w każdych warunkach, jedynie z podstawowymi narzędziami. Ale po co budować własne radio, gdy w eterze cisza?
Zaskoczyła mnie bardzo ta wieść z Norwegii. Przejście na radio cyfrowe (DAB) uzasadnia oczywiście rachunek ekonomiczny, możliwość emisji większej liczby programów za pomocą mniejszej liczby nadajników, a do tego na pewno wyższa jakość dźwięku – ale mimo rozwoju tej techniki od lat 90, z analogowego radia FM wciąż korzystają w samej Europie setki milionów ludzi, podczas gdy radio cyfrowe pozostaje w większości krajów ciekawostką. W Norwegii jednak, jak się okazuje, ponad połowa gospodarstw domowych ma przynajmniej jedno radio DAB, działają dwie ogólnokrajowe rozgłośnie cyfrowe i wiele lokalnych – a rząd w Oslo nigdy nie ukrywał, że docelowo do 2017 roku chce całkowicie skończyć z radiem analogowym. Podobne plany okazują się mieć też inne kraje naszego kontynentu, np. w Szwecji mówi się o 2022 roku, mimo że w przeciwieństwie do telewizji, sama Unia nie wymogła wyłączenia sygnału analogowego i uruchomienia radia cyfrowego.
A jak wygląda sytuacja w Polsce? Ano jeszcze mniej ciekawie. W zeszłym roku rozpoczęto już prace nad cyfryzacją Polskiego Radia, z zamiarem pokrycia sygnałem cyfrowym Warszawy i Krakowa. Do 2018 cyfryzacja eteru miałaby objąć wszystkie większe miasta. Jednocześnie, choć daty wyłączenia analogowego radia nie przedstawiono, to jednak poprzedni szef Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji Michał Boni powiedział, że jego zdaniem radio analogowe powinno zostać wyłączone do 2020 roku, tak by skrócić do minimum okres przejściowy, podczas którego jednocześnie trzeba byłoby płacić za nadawanie analogowe i cyfrowe.
Zaskakuje mnie trochę ten pospiech, z jakim decydenci chcą pogrzebać klasyczną, dostępną dla mas technikę radiową – tym bardziej, że nie wydaje się, by radio cyfrowe było rzeczywistym zamiennikiem dla radia analogowego. Rzecznik Polskiego Radia zapewniał, że odbiorniki cyfrowe można kupić już za raptem 150 zł, a cena ma w przyszłości spadać, czyniąc cyfrowe radio czymś uniwersalnie dostępnym. Zignorował w ten sposób całą rzeszę kierowców korzystających z wbudowanych systemów radiowych w autach, dla których wymiana odbiornika to nie 150 zł, ale czasem rząd wielkości więcej – i do tego rozmaite kłopoty techniczne (np. z magistralą CAN). Zignorował też energochłonność odbiorników DAB (przynajmniej w porównaniu do odbiorników FM) jak i wymóg utrzymania wysokiej jakości sygnału na całym pokrytym nim terenem – przy pogorszeniu się jakości w pewnym momencie odbiór staje się niemożliwy, podczas gdy w radiu analogowym z szumów ludzkie ucho wciąż może nieźle wyłowić dźwięki mowy.
źródło: Craig Fugate Discusses Value of FM Radio on Smartphones
źródło: dobreprogramy
Zaskoczyła mnie bardzo ta wieść z Norwegii. Przejście na radio cyfrowe (DAB) uzasadnia oczywiście rachunek ekonomiczny, możliwość emisji większej liczby programów za pomocą mniejszej liczby nadajników, a do tego na pewno wyższa jakość dźwięku – ale mimo rozwoju tej techniki od lat 90, z analogowego radia FM wciąż korzystają w samej Europie setki milionów ludzi, podczas gdy radio cyfrowe pozostaje w większości krajów ciekawostką. W Norwegii jednak, jak się okazuje, ponad połowa gospodarstw domowych ma przynajmniej jedno radio DAB, działają dwie ogólnokrajowe rozgłośnie cyfrowe i wiele lokalnych – a rząd w Oslo nigdy nie ukrywał, że docelowo do 2017 roku chce całkowicie skończyć z radiem analogowym. Podobne plany okazują się mieć też inne kraje naszego kontynentu, np. w Szwecji mówi się o 2022 roku, mimo że w przeciwieństwie do telewizji, sama Unia nie wymogła wyłączenia sygnału analogowego i uruchomienia radia cyfrowego.
A jak wygląda sytuacja w Polsce? Ano jeszcze mniej ciekawie. W zeszłym roku rozpoczęto już prace nad cyfryzacją Polskiego Radia, z zamiarem pokrycia sygnałem cyfrowym Warszawy i Krakowa. Do 2018 cyfryzacja eteru miałaby objąć wszystkie większe miasta. Jednocześnie, choć daty wyłączenia analogowego radia nie przedstawiono, to jednak poprzedni szef Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji Michał Boni powiedział, że jego zdaniem radio analogowe powinno zostać wyłączone do 2020 roku, tak by skrócić do minimum okres przejściowy, podczas którego jednocześnie trzeba byłoby płacić za nadawanie analogowe i cyfrowe.
Zaskakuje mnie trochę ten pospiech, z jakim decydenci chcą pogrzebać klasyczną, dostępną dla mas technikę radiową – tym bardziej, że nie wydaje się, by radio cyfrowe było rzeczywistym zamiennikiem dla radia analogowego. Rzecznik Polskiego Radia zapewniał, że odbiorniki cyfrowe można kupić już za raptem 150 zł, a cena ma w przyszłości spadać, czyniąc cyfrowe radio czymś uniwersalnie dostępnym. Zignorował w ten sposób całą rzeszę kierowców korzystających z wbudowanych systemów radiowych w autach, dla których wymiana odbiornika to nie 150 zł, ale czasem rząd wielkości więcej – i do tego rozmaite kłopoty techniczne (np. z magistralą CAN). Zignorował też energochłonność odbiorników DAB (przynajmniej w porównaniu do odbiorników FM) jak i wymóg utrzymania wysokiej jakości sygnału na całym pokrytym nim terenem – przy pogorszeniu się jakości w pewnym momencie odbiór staje się niemożliwy, podczas gdy w radiu analogowym z szumów ludzkie ucho wciąż może nieźle wyłowić dźwięki mowy.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której fani cyfryzacji radia raczej nie chcą mówić. Czasy katastrof, wojen, kryzysów. Wtedy to prosty odbiornik radiowy może decydować o różnicy między życiem a śmiercią, komunikaty przekazywane na falach eteru mogą pomóc uchodźcom i służbom ratunkowym nawet wówczas, gdy skomplikowana infrastruktura radia cyfrowego czy telefonii komórkowej nie nadają się już do użytku. A gdy jest już naprawdę źle – radio analogowe może zrobić nastolatek, podczas gdy zrobienie własnego odbiornika DAB, choć nie jest niemożliwe, wymaga daleko większej wiedzy i umiejętności, nie mówiąc już o kosztach i dostępności części.
Nie są to tylko moje widzimisie. O wartości ratunkowej analogowego radia zaczęło ostatnio mówić stowarzyszenie amerykańskich nadawców radiowych oraz Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego FEMA. W USA i Kanadzie radio cyfrowe praktycznie w ogóle się nie przyjęło, ale tam z kolei mamy do czynienia z innym problemem. Zdecydowana większość smartfonów sprzedawanych na amerykańskim rynku ma software'owo wyłączoną obsługę radia FM w czipie radiowym. I tym razem chodzi o pieniądze, słuchający radia FM użytkownicy nie płacą za pakiety transmisji danych, za jakie by płacili słuchając radia internetowego czy aplikacji pokroju Spotify. Główny administrator FEMA podkreślił, że w sytuacji gdy dla wielu ludzi smartfon jest jedynym posiadanym przez nich przy sobie urządzeniem elektronicznym, w czasie katastrofy możliwość wysłuchania komunikatów ratunkowych nadawanych przed ogólnodostępne radio jest czymś bezcennym – i zaapelował do producentów, by nie wyłączali obsługi radia w swoim sprzęcie.
W toczących się wokół decyzji władz Norwegii dyskusji w Sieci przewija się tymczasem jeden, dość ciekawy wątek. Chodzi mianowicie o kwestię pirackich stacji radiowych, nadających bez stosownych uprawnień, często naruszających prawa autorskie do muzyki. W Polsce za wiele ich nie ma, ale gdy mieszkałem w Londynie, regularnie mogłem słuchać dziesiątek hobbystycznych stacji radiowych, w którym pojawiały się muzyka i treści nie do pomyślenia w oficjalnie działających stacjach. Przejście na DAB oznacza w praktyce koniec pirackich stacji radiowych. Nie tylko należałoby zbudować zupełnie nową infrastrukturę nadawczą, ale też znaleźć dla swojego sygnały miejsce w kontrolowanych multipleksach. Nie mówię, że nigdy nie pojawią się pirackie cyfrowe stacje radiowe, ale poziom złożoności problemów technicznych jest tu tak wysoki, że mało kto będzie w stanie mu sprostać.
Czy cyfryzacja jest więc po prostu kolejną bronią właścicieli praw autorskich w walce z piractwem i telekomów w walce o dodatkowe przychody ze streamingu? Tylko jednego w tej kwestii jestem pewien – im bardziej złożona technika, tym mniejszy na nią mamy wpływ. Tymczasem widać, że coraz bardziej zmierzamy w stronę cywilizacji, w której poza garstką wybranych ekspertów nikt niczego z techniką zrobić nie może. W końcu ilu nastolatków dzisiaj potrafiłoby zrobić radio, i który popularny serwis o technice dla młodych ludzi uczy, jak działają radia? Dziś raczej młodzi ludzie dowiedzą się, którą aplikację na swoje magiczne pudełko kupić, by słuchać muzyki z Internetu – i to wszystko, co muszą wiedzieć. Prawo Moore'a w końcu wciąż działa, złożoność sprzętu i oprogramowania stale rośnie.
I tym chyba niezbyt optymistycznym akcentem zapraszam do kolejnego tygodnia z naszym portalem. Jak wiecie, wprowadziliśmy do naszej ramówki stałe podsumowanie tygodnia w formie wideo – program Snapshot – i najwyraźniej bardzo się Wam spodobał. Możemy obiecać, że to nie jest nasze ostatnie słowo w tej kwestii. Przypominam też o trwającym konkursie z Microsoftem, w którym polujemy na antyczne maszyny z Windows Serverem 2003. Na koniec, jeśli będziecie jutro w Katowicach, to zapraszam na Ekonomiczne Forum Młodych, na którym poprowadzę panel dyskusyjny o smartrzeczach… i smart-śmieciach w naszym smart-życiu.
Napisane przez Piotr w wtorek 05 maj 2015 o 05:44 (0)